Bieszczady-Tatry: Dzień 7

Z wizją przepysznej kolacji rozpoczęliśmy kolejny dzień.

Mapy w plecaki i go !

Cel – Palenica Białczańska => Rusinowa Polana => Gęsia Szyja => Rówień Waksmudzka => Polana pod Wołoszynem => Wodogrzmoty Mickiewicza => Dolina Białki => Palenica Białczańska.

W tym miejscu chcieliśmy nieskromnie powiedzieć, że zostaliśmy mistrzami w upychaniu rzeczy, które nie maja się prawa zmieścić w motocyklu 😀 Najpierw szybkie przebieranko ku uciesze zgromadzonych turystów z rzeczy moto na „cywilne” 🙂 o ile dresiki zmieściły się w 1 kufrze o tyle kurtki, spodnie, buty i kaski motocyklowe już jakoś nie chciały… ale, że jako „takich trzech jak nas dwoje nie ma ani jednego” daliśmy radę 🙂 spodnie zwinięte i włożone w 1 kask w drugi upchnięte rękawice itd. I to w górny kufer – w bocznych umieściliśmy buty i spodnie i tak lżejsi o kilka kilo ruszyliśmy na szlak..

Pogoda dopisała, Tatry Wysokie odsłoniły przed nami swoje piękno, przetarliśmy chyba bardzo dawno nieodwiedzane ścieżki i tak nieco zmęczeni, aczkolwiek usatysfakcjonowani wróciliśmy do Jurgowa… a tam..

Jerry i Karol zdobyli świeże pstrągi, po czym wszyscy zgodnie zabrali się za ich przyrządzenie…

I tak przy nieziemsko smakujących pstrągach z grilla i chmielowych trunkach, zapatrzeni w zarys gór spędziliśmy ostatni wieczór w Tatrach…

Jutro kierunek Warszawa…

Bieszczady-Tatry: Dzień 6

Szaro, buro i ponuro… tak rozpoczął się czwartek… nieco rozczarowani, że nie wyjdziemy w góry (no może poza Karolem :P) postanowiliśmy znaleźć inną rozrywkę … Jerry główny meteorolog naszej ekipy wykukał, że padać przestanie po 11 i przestało……. po 12 🙂

Panowie osiodłali nasze stalowe rumaki , zabrali swoje księżniczki i wyruszyliśmy na zwiedzanie okolicy . Tak trafiliśmy do zamku Czorsztyn i zamku w Niedzicy – piękna okolica, godne podziwu widoki, interesująca historia..cóż więcej chcieć… no może rydze na masełku 🙂 i tak znów obiadokolacje zaplanowaliśmy pod Hawraniem…

Jednak zanim tam trafiliśmy wylądowaliśmy na tzw. „skałkach” tuż przy przełomie rzeki Białki… Od „Pani babci” dowiedzieliśmy się, że kręcono tu „Janosika” (sama „ Panie na własne oczy widziała Perepeczko jak był jesce młody i pikny :P”), „Karol – człowiek który został papieżem” („a Ci Włosi co kręcili papiza nasego Panie to w hotelu spać nie chciali ino tu – a Wy to mężowie tych Pań jesteście mom nadzieję ?”) no i „przede wszystkim Na Wspólnej” :P…. oj przeurocza była ta kobitka 🙂 a przełom Białki robi wrażenie, jak wszystko w górach piękno w najczystszej postaci…

No, ale czas pędzić na rydze 🙂

Relaxxxxx to to co misie lubią najbardziej, a więc motocykle w ruch i kierunek terma Bania… coś piknego Panie 😛

A wieczorem przy wodzie ognistej odbyły się narady – jak spędzić efektywnie ostatni już dzień w Tatrach 🙂

Karol => Jaca sąsiad ma tu hodowle pstrągów.
Jerry => idziemy ? (przyp. godzina 23.30)
Karol => nieee ….no dziś już nie ….
Jerry => taki świeży pstrąg z grilla ….mmmmm….
Karol => jutro – z samego rana !

Bieszczady-Tatry: Dzień 5

Nie ma co – nasza ekipa do leniwych nie należy. Szybkie śniadanko, piękna pogoda, mapy na stół i wybór padł na Sarnią Skałę – idziemy w góry 🙂

Kierunek => Kuźnice tam zostawiliśmy motocykle i na szlak ruszyliśmy pieszo…

Oj śmiechu było przy tym co nie miara 🙂 🙂

Alutka ze swoim wrodzonym ADHD i wiecznym „go !” na ustach, Karol skupiony na tym, że w plecaku ma drożdżówkę i koniecznie musi wejść na szczyt by ja zjeść i zapić obiecaną kawą 🙂 Justa, gotowa do przeprowadzenia natychmiastowej ewakuacji ze szczytu i Jerry, który namiętniej powtarzał, żeby na siebie uważać po czym jako pierwszy zaliczył zjazd po skałach 🙂

Pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie a nasza „wesoła kompania” ogarnęła:

Sarnia Skałę – na którą wchodziliśmy 2 godziny czarnym szlakiem, a która opuściliśmy w 3 min ze względu na zbliżającą się burzę – to właśnie tu Justa po pierwszym imponującym grzmocie zmobilizowała wszystkich tam obecnych do zejścia 🙂

Kolejnym punktem wycieczki była Siklawica – wodospad …..bez wody 🙂 ale co tam usadowiliśmy się pod nim i w końcu spiliśmy pyszną kawę 🙂

Po całym dniu marszu po szlakach wróciliśmy do Jurgowa, do knajpy pod stokiem narciarskim Hawrań 🙂 a tam pstrąg z grilla, rydze na masełku, oscypek z żurawiną… mniam mmm…

I like it !

Bieszczady-Tatry: Dzień 4

Nic na siłę – pobyt ma być dla nas przyjemnością, więc czwartego dnia skoro  świt spakowaliśmy się i ruszyliśmy przed siebie..a  że najlepiej myśli się z pełnym brzuchem wpadliśmy do bardzo klimatycznej, owianej już legendą knajpy Siekierezada w Cisnej…

Po śniadaniu, kilku  łykach kawy i odświeżeniu starych kontaktów okazało się, że z otwartymi ramionami czekają na nas w ….. Tatrach 🙂 a konkretnie w Jurgowie na granicy ze Słowacją…

Pognaliśmy więc 300 km na zachód na naszych „żelaznych rumakach” 🙂 a co 🙂

Skoro żegnaliśmy Bieszczady postanowiliśmy zajrzeć jeszcze w jedno miejsce – na zaporę w Solinie – wow! robi wrażenie…no ale czas nas gonił więc ruszyliśmy dalej…

Do pierwszej części tego etapu podróży, a konkretnie miejsc przez jakie przejeżdżaliśmy jak nic pasuje określenie ” Gdzie diabeł mówi dobranoc…” kwintesencja Bieszczad – cisza, spokój, lasy, maleńkie zapomniane przez Boga wioski, stare jak świat cerkwie, góry i wijące się wśród nich drogi kategorii E (ku naszemu zachwytowi, a rozpaczy Karolów :P) …inny świat…Tak dotarliśmy do Komańczy gdzie oprócz nas, ciężarówek z drewnem i Pana z obsługi stacji benzynowej rodem z lat 60-tych nie było nikogo..Na nic zdały się GPSy itd. tradycyjne mapy poszły w ruch, Karole objęli przewodnictwo i drogą krajową, wśród przemysłowych miast pognaliśmy dalej…

Około 19.00 dotarliśmy do Jurgowa..tu nasze motocykle były powodem do radości ( „bo jeszcze nikt nie był tu na motorach”),  my sami zostaliśmy przywitani przez p. Janusza i p. Lidkę jak dawno nie widziani, aczkolwiek bardzo oczekiwani goście, a do tego te widoki na słowacką stronę Tatr Wysokich…ehhhh….

I tak przy grillu (na którym usmażyliśmy kiełbasę z Bieszczad :P,a  której nie dane nam było zjeść na tamtejszym ognisku), obolali po całodziennej jeździe zakończyliśmy kolejny dzień podróży.

Trasa 4-go dnia:

Wyświetl większą mapę

Bieszczady-Tatry: Dzień 3

Uczepimy się tych klasyków: „Cicho wszędzie, głucho wszędzie…” Takiej ciszy jak ta bieszczadzka nie ma nigdzie indziej… ale jak się miało potem okazać, była to cisza przed „burzą” 🙂

Niewinna herbata i śniadanie zjedzone przez nas w ogrodzie okazało się początkiem końca naszego pobytu w Bieszczadach, ale o tym za chwilę.

Jak przystało na niestrudzonych wędrowców, jeszcze tego samego dnia, w 30-stopniowym upale zdobyliśmy Wielką i Małą Rawkę. Ze znanych nam tylko przyczyn dotarcie na szczyt najbardziej ucieszyło Karola 🙂

Ze szlaku wróciliśmy zmęczeni, ale z głowami pełnymi planów na kolejne dni. Jednak właściciel pensjonatu szybko sprowadził nas na ziemię.

W telegraficznym skrócie:
– motocykliści są „be”
– buty motocyklowe za głośno „tupią”
– ognisko to wydatek minimum 50 zł, bo „drewno w Bieszczadach jest trudno dostępne” 🙂
– śniadanie w ogrodzie bez zastawy i obsługi niegodne jest „białych ludzi”
– ewentualne upuszczenie łyżeczki w trawę grozi poważnymi uszkodzeniami urządzenia koszącego

Bogatsi o tę „wiedzę” postanowiliśmy ruszyć następnego dnia w dalszą drogę, w poszukiwaniu bardziej przyjaznego miejsca…