Zapakowani niczym wielbłądy na Saharze – wyruszyliśmy 🙂
Zostawiliśmy za sobą Tatry i wio…. Jak dobrze było znowu ruszyć przed siebie, co prawda zakopianka może i nie jest najpiękniejszą drogą świata, aczkolwiek była niezłym kompromisem między nami a Karolami – dla nas była zabawa na zakrętach, a dla nich komfort drogi krajowej 🙂
I tak dotarliśmy do Cracow.
Kraków: miasto królów, precelków i miliona turystów …. No ale cóż, jesteśmy istotami stadnymi więc zamiast zwijać się stamtąd czym prędzej wyszukaliśmy przytulna knajpkę Camelot.
Hmmmm szarlotka z owocami leśnymi i lodami, tort czekoladowy, kawa z rumem, czekolada na gorąco – pyszności..
Z podłechtanymi podniebieniami wyruszyliśmy ku północy..
Mniej więcej około 17 przywitała nas betonowa, pędząca nie wiadomo dokąd „stolyca”…
Rozpakowaliśmy manatki i ruszyliśmy poczuć nieco warszawskiego, nocnego życia …
Trasa 8-go dnia (397 km):
Wyświetl większą mapę