Wiedzieliśmy, że będzie źle ale nie przypuszczaliśmy, że aż tak! Dziura na dziurze, dziurą poganiana… Znakiem rozpoznawczym tego dnia były obolałe kręgosłupy, wytrzęsione tyłki i piorunujące spojrzenia Karolów, jak się okazało – miłośników dróg krajowych i autostrad.
Około 12 dotoczyliśmy się do oazy na pustyni – Kazimierz Dolny nad Wisłą. Kto był ten wie, kto nie był, niech się pakuje i wio! Niewiele jest tak klimatycznych miejsc…
Jak wiadomo, co piękne szybko się kończy – najedzeni ruszyliśmy w dalszą drogę.
Około 20-ej zawitaliśmy do Sanoka, ostatniego bastionu cywilizacji. A potem… im dalej w las tym droższa benzyna, a w myślach cytat z klasyka „Ciemność widzę, ciemność…” Bieszczady przywitały nas ekstremalnie niską temperaturą, mgłą jak mleko i największą ilością czerni w czerni.
O 23 ukazało się „nasze” światełko w tunelu – dotarliśmy do pensjonatu.
Trasa 2-go dnia (453 km):
Wyświetl większą mapę